Temat: Czerwonousta
View Single Post
stare 12.09.2013, 19:33   #19
naughty_girl
 
Avatar naughty_girl
 
Zarejestrowany: 10.09.2013
Skąd: Starachowice
Płeć: Kobieta
Postów: 12
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Czerwonousta

To znowu ja :x Trzeci odcinek został napisany na kartce,niektóre rzeczy dokładnie przemyślałam i mam nadzieję,że wreszcie coś z tego wyjdzie.Zdjęć zrobiłam wyjątkowo dużo i to będzie raczej dosyć długi odcinek. Oby tym razem obyło się bez większych błędów. Żadnych literówek i tym podobne.

Od kilku godzin lub minut wpatrywałam się w ścianę i nie wiedziałam co mam dalej robić. Straciłam rachubę czasu i byłam najzwyczajniej w świecie przerażona. Pierwszy raz w ciągu całego swojego życia zostałam porwana. Moje krzyki i błagania o pomoc czy wyjaśnienia były skutecznie ignorowane, więc momentalnie odechciało mi się żyć. Kto by pomyślał, że można porwać człowieka w biały dzień i to jeszcze sprzed własnego domu! Wystarczyła chwila nieuwagi i bach! Miałam worek na głowie i straciłam przytomność. Byłam teraz cała poobijana i bolała mnie twarz, gdyż podczas ataku musiałam upaść. Na dodatek nie miałam pojęcia, kto i dlaczego miałby mnie porywać.



,,Przecież zatarliśmy wszystkie ślady, we francuskich aktach po prostu nie istniejemy!" - pomyślałam i na samo wspomnienie o Francji zachciało mi się płakać. Wszystko tam było wspaniałe i aż kipiało pięknem. ,,Nie to co tutaj" - pomyślałam, rozglądając się po wnętrzu mojego ,,więzienia" Ściany były tutaj mocno odrapane, a w powietrzu unosił się zapach benzyny i chyba dymu papierosowego. Podłoga była zwykłą, ubitą ziemią i wszędzie walały się puste butelki po alkoholu i inne śmieci. Moje przemyślenia przerwały czyjeś kroki za drzwiami. W jednej chwili wstrzymałam oddech i z napięciem wpatrywałam się w obiekt. Do środka wszedł wysoki mężczyzna, blondyn, ubrany w zwykłe, brązowe spodnie i szarą koszulkę z nadrukiem. Wyglądał normalnie, ale gdy tylko na mnie spojrzał, zobaczyłam w jego oczach nienawiść i zło. Z zadziornym uśmieszkiem stanął naprzeciwko mnie i zaczął patrzeć na mnie tak intensywnie, aż musiałam spuścić wzrok, by nie zauważył, że się zawstydziłam. To moim zdaniem było oznaką słabości, a taki zbir mógł to wykorzystać.



Jasnowłosy potarł brodę w zamyśleniu, jakby nie wiedział, co ma dalej robić. Jednak wiedziałam, że to tylko gra i ma doskonale zaplanowany czas ze mną. Oni zawsze tak mają, przynajmniej tak mówił mi Dan. ,,Właśnie a gdzie on się podziewa?" - zapytałam siebie w myślach - ,,A jeśli jego też porwali?" - ta myśl przeraziła mnie tak bardzo, że niemal nie usłyszałam, jak blondyn coś do mnie mówi:
- No to mamy piękne dwie godziny dla siebie... - mruknął z przekąsem i uśmiechnął się znacząco. Na te słowa otworzyłam szeroko oczy i przełknęłam głośno ślinę. ,,Błagam, niech Dan wreszcie się zorientuje!" - modliłam się w myślach, podczas gdy jasnowłosy wyjął klucz i zaczął otwierać kłódkę przy drzwiach ,,klatki".
- Nawet nie myśl o tym, żeby uciekać - mruknął i wszedł do środka, a drzwi zamknął i schował klucz do kieszeni spodni. Moja panika zaczęła narastać i zrozumiałam, co czują zwierzęta zamknięte w klatkach, gdy wprowadza się do nich drapieżnika. Jednak mężczyzna zamiast rzucić się na mnie, po prostu usiadł po turecku, po czym najzwyczajniej w świecie powiedział:
- Jestem Riley. I liczę na to że odpowiesz na moje pytanie. - rzekł tak po prostu, jakbym wcale nie została porwana, tylko bylibyśmy na zwykłym spotkaniu towarzyskim.
- Na jakie pytanie? - zapytałam niepewnie, patrząc na niego.
- Gdzie są pieniądze? - rzucił, a ja posłałam mu zdziwione spojrzenie.
- Jakie pieniądze? - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się. To był błąd. Facet w jednej chwili znalazł się przy mnie i przyparł do ściany. Natychmiast pożałowałam tego, co zrobiłam przed chwilą. Widocznie blondyn był niezwykle nerwowy i łatwo było wyprowadzić go z równowagi.



- Nie udawaj, że nie wiesz, o co mi chodzi - syknął mi do ucha i mocniej przyparł do ściany.
- Ale ja naprawdę... - zaczęłam, ale jasnowłosy wszedł mi w słowo:
- Skończ już te gierki! - wrzasnął i uderzył mnie w twarz. Mocno. Osunęłam się na podłogę i po raz kolejny tego dnia straciłam przytomność

Dan ze znudzeniem wpatrywał się w Monique. Był na nią zły o to, że powiedziała Achun o zaręczynach. On sam chciał to zrobić, ale w swoim czasie i na osobności. A rudowłosa tak po prostu weszła do domu i od razu, prosto z mostu oświadczyła, że ona i on zamierzają się pobrać. Ciemnowłosy nigdy nie zapomni zszokowanej miny swojej siostry, gdy rudowłosa to oświadczyła. Wiedział, że te słowa sprawiły jej ból, ponieważ ona go kochała. Nie powiedziała mu tego, ale on wiedział. Oboje o tym wiedzieli, ale żadne z nich nigdy by się do tego nie przyznało. Przecież w świetle prawa i nie tylko byli rodzeństwem. Co prawda przyrodnim, gdyż mieli innych ojców, ale rodzeństwem. Achun była młodsza od niego o niecałe pięć lat i on nigdy nie zapomni chwili, gdy pierwszy raz ją pocałował. Miała wtedy dwanaście lat, a on właśnie skończył siedemnaście. Stało to się całkiem przypadkowo, gdy dziękował jej za rysunek, jaki mu dała. Był to jego portret, wykonany tak realistycznie, że dawał wrażenie zdjęcia. Achun odziedziczyła talent plastyczny po matce i Dan uwielbiał patrzeć na jej prace. A wtedy, gdy dziękował jej za wspaniały podarunek tak po prostu naszła go ochota, by ją pocałować. Co prawda potem uderzyła go z oburzeniem w twarz i uciekła do swojego pokoju, ale gdy patrzył wtedy w jej oczy...Były wypełnione tęsknotą, jakby dziewczyna od dawna czekała, bo ktoś ją pocałował. To było nawet dla niej normalne, gdyż wiele dzieci w jej wieku, które przebywały w domu dziecka pragnęło poczucia rodzinnego ciepła i bezpieczeństwa. Serce mu się krajało zawsze, gdy patrzył na swoja siostrę, gdyż wiedział, że jej dzieciństwo nie było szczęśliwe. A wszystko przez ich matkę... ,,Gdyby żyła..." - pomyślał chłopak i natychmiast zganił siebie za te myśli - ,,Było, minęło! Dziś to dziś, a przeszłość zostawmy za sobą!
- Halo? Dan, słuchasz mnie? - jego rozmyślania przerwał zdenerwowany głos Monique, która wpatrywała się w niego intensywnie, jednocześnie popijając kawę, na którą ją zaprosił. Powoli zaczął żałować, że znaleźli się w takim nastrojowym miejscu, jak kawiarenka ,,Dolce Amor" , choć właśnie takie miejsca były niemal w całym Vecchio*. Miejsce to znajdowało się na świeżym powietrzu i otoczone było różnorodnymi kwiatami, głównie różami. Na każdym stoliku stał mały wazon z czerwoną różą, a klienci mogli raczyć się kawą i jednocześnie podziwiać roślinność. Za dnia jak i wieczorem panowała tutaj romantyczna atmosfera. Po prostu wymarzone miejsce dla zakochanych!



- Tak, słucham cię Monique. Przepraszam. - powiedział ciemnowłosy i uśmiechnął się przepraszająco do zielonookiej, która tylko posłała mu niezadowolone spojrzenie i zaczęła mówić oskarżycielskim tonem:
- Dan, znowu mnie nie słuchałeś! Przecież wkrótce będziemy małżeństwem! - powiedziała to tak głośno, aż inne pary siedzące przy stolikach zwróciły swe oczy ku ich. Mężczyzna westchnął cicho i spojrzał na rudowłosą:
- Wybacz kochanie,ale martwię się o Achun. - powiedział i zauważył, że na wzmiankę o dziewczynie Monique się skrzywiła.
- Ach, więc to o nią chodzi. Dobrze więc idź. - rzekła, nie patrząc na niego i zaczęła pić kawę. Dan patrzył na nią osłupiały, nie wiedząc co mam zrobić.
- Ale jak to... - zaczął, ale kobieta natychmiast mu przerwała.
- Nie mogę patrzeć, jak się męczysz. Idź! - odparła i gestem wskazała w stronę jego domu. Skoro sama mi pozwoliła... - pomyślał i wstał od stolika. Zielonooka nawet na niego nie spojrzała, gdy rzucał plik pieniędzy na stół. On natomiast szybko wyciągnął telefon i wybrał numer do siostry:
- ,,Witaj, tu Achun. Nie mogę w tej chwili odebrać. Jeśli to coś ważnego, nagraj się na sekretarkę... - ta wiadomość zmartwiła Dana, gdyż Achun nigdy nie wyłączała telefonu. ,,Czyli musiało coś się stać!" - pomyślał przerażony i w jednej chwili już był połączony z tą osobą, co trzeba.



- Halo, Robert? Z tej strony Dan - zaczął i od razu przywitał go serdeczny głos jego przyjaciela:
- Witaj! Co się stało? - zapytał głos w słuchawce
- A dlaczego myślisz, że coś się stało? - zapytał ciemnowłosy, chodź wiedział, że jego przyjaciel ma rację.
- Dan, chłopie, po prostu to słychać! - Robert mówił z politowaniem i Dan wyobraził sobie jak marszczy zabawnie czoło, gdy to mówi.
- Rozgryzłeś mnie. Chodzi o Achun. - powiedział ze smutkiem i czekał na odpowiedź.
- O twoją małą siostrzyczkę?
- Tak, o nią. Dałbyś radę ją namierzyć po numerze telefonu albo coś? - zapytał z nadzieją, że usłyszy twierdzącą odpowiedź.
- Zależy. Czy ma włączony telefon? - głos Roberta stał się poważny, jakby wiedział, co się stało.
- No właśnie chodzi o to, że nie... - głos Dana był przesiąknięty smutkiem.
- No to jest mały problem... - odparł przyjaciel, a ciemnowłosy myślał, że zaraz się rozpłacze.
- Ale,ale ! Mam taki jeden program. Wyślij mi tylko numer twojej siostry. Za dziesięć minut zadzwonię, OK? - zapytał mężczyzna, a Dan na chwilę się uspokoił.
- Dobrze, to za dziesięć minut. Narka! - i się rozłączył. Dan usiadł na ławce i ze zniecierpliwieniem oczekiwał na telefon. Te dziesięć minut wydawały się być najdłuższymi chwilami w jego życiu.

Stał pod tymi drzwiami i nie wiedział, co robić. To miejsce nie wyglądało ani nie pachniało przyjemnie. Pełno było tutaj wszelkiej podejrzanie wyglądającej roślinności oraz jakieś sterty rupieci ,,ukrywały" się za krzakami. W samym centrum tego miejsca stał niski, zbudowany z szarej cegły, budynek porośnięty bluszczem i inną zielenią. Gdy kilkadziesiąt minut temu Robert wysłał mu współrzędne tego miejsca myślał, że to jakiś sklep czy coś. Ale zdecydowanie się pomylił. To miejsce w niczym nie przypominało sklepu, ba, niczego nie przypominało. Świadomość, że tam może być jego siostra sprawiła, że zaczął się bać. ,,A co, jeśli to kryjówka Capriego?" - na myśl o francuskim gangsterze ścierpła mu skóra. Jeśli on ma jego siostrę, zemsta Dana będzie naprawdę okrutna.





I właśnie to spostrzeżenie dodało mu odwagi. Wziął szybki zamach i w jednej chwili drzwi od budynku zostały wyważone. Usłyszał okrzyk zdumienia, prawdopodobnie męski i pewnym krokiem wparował do środka. Gdy zobaczył zakrwawioną i nieprzytomną Achun na podłodze rzucił się na osobnika, który właśnie ją zamykał. Gość nie wydawał się być zdziwiony jego widokiem, widoczniej bardziej zdziwił go pokaz wyważania drzwi z zawiasów. Dan doskoczył do blondyna i zaserwował mu parę celnych i silnych ciosów:
- Kto cię nasłał!? - wrzasnął ciemnowłosy - Gadaj w tej chwili! - dodał i ścisnął mocniej nadgarstki mężczyzny. Blondyn wyraźnie się wystraszył, co było widać po jego oczach.
- Capri! Capri, to on! - krzyknął facet i skulił się pod kolejnym ciosem Dana.
- Co on ci powiedział? - spytał się brunet, już spokojniej.
- Powiedział, że macie jego pieniądze! - odparł jasnowłosy.
- To po co mu moja siostra? - spytał Dan, gdyż nie rozumiał logiki Capriego. Skoro gangster chce pieniędzy, to niech pofatyguje się do niego, a nie wplątuje w ten cały interes Achun.
- Ta ladacznica to twoja siostra? - zapytał z wesołością Riley i chciał jeszcze coś dodać,ale Dan uderzył go z całej siły. Siła ciosu powaliła jasnowłosego na ziemię i facet zemdlał.




Dan wstał i natychmiast rzucił się do siostry.

Ktoś mną potrząsał. Delikatnie, ale w tych ruchach czaiła się desperacja. Jakby tej osobie na mnie zależało. Zaczęły docierać do mnie pojedyncze dźwięki i zapachy. Wciąż czułam się ogłuszona po tym, jak tamten facet mnie uderzył. Riley! - pomyślałam przerażona i mocniej zacisnęłam powieki.
- Zostaw mnie! Ja nic nie wiem! - powiedziałam słabym głosem i zaczęłam się szarpać z napastnikiem. O dziwo, zamiast kolejnego uderzenia, osobnik zaczął głaskać mnie po włosach. Niepewnie uniosłam powieki i myślałam, że zacznę krzyczeć ze szczęścia, gdy zobaczyłam swojego brata! Płacząc z radości, wtuliłam się w jego ramię, a on pomógł mi wstać.
- Chyba musimy jechać do szpitala... - zaczął z obawą w głosie, ale pokręciłam przecząco głową.
- Nie, ja nie chcę jechać do szpitala. Chcę zostać razem z Tobą.
Zauważyłam, że Dan przymknął oczy. Zrobiłam to samo i przez chwilę trwaliśmy w nicości, dopóki on się znowu nie odezwał:



- Tak się bałem. Już myślałem, że...
- Cii... - położyłam mu palec na ustach i spojrzałam w oczy.
- Teraz jest dobrze. Ja żyję. - zapewniłam go spokojnie i chwyciłam za dłoń.
Brat uśmiechnął się i przybliżył swoją twarz do mojej. Znieruchomiałam i delikatnie, aczkolwiek stanowczo go odepchnęłam.




-Dan, masz narzeczoną. Ja jestem tylko twoją siostrą - starałam się, by mój głos nie drżał. ,,Halo, dziewczyno! Kochasz go! - krzyczało moje serce. Chłopak spuścił wzrok i nie patrząc już na mnie puścił moje ramię.
- Dobrze. Nieważne. Zaczekaj na mnie, a ja zadzwonię na policję. - odparł i wyciągnął telefon.
- Na policję? A po co? - zapytałam głupio. Dan wskazał głową na Rileya. Odwróciłam od tej dwójki wzrok i podreptałam ku wyjściu. Cieszyłam się, że Dan tak szybko mnie znalazł, ale z drugiej strony bardzo chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej o tych pieniądzach, o których mówił blondyn. Co moja rodzina ma z tym wspólnego? - zastanawiałam się w drodze do samochodu.

Po tym, jak policja zapakowała nieprzytomnego Rileya do wozu, a mnie mimo moich sprzeciwów obejrzał lekarz, - wraz z Danem wróciliśmy do domu, gdzie czekała już Monique. Na mój widok zrobiła przerażoną minę, ale zbyłam ją ruchem dłoni i udałam się do łazienki, by się nieco odświeżyć. Jednak gdy wróciłam do salonu nie spodziewałam się, że usłyszę coś takiego:
- Jestem z Danem w ciąży - powiedziała Monique chłodnym tonem, patrząc mi prosto w oczy. Mój brat po prostu stał jakby nic się nie stało. Nawet na mnie nie spojrzał...




*Fikcyjne miasto wymyślone przeze mnie,w opowiadaniu znajduje się ono na północy Włoch,niedaleko Werony i to tutaj mieszkają obecnie główni bohaterowie.
__________________

Ostatnio edytowane przez naughty_girl : 12.09.2013 - 21:44
naughty_girl jest offline   Odpowiedź z Cytatem