Wróć   TheSims.PL - Forum > Simowe opowieści > The Sims Fotostory
Zarejestruj się FAQ Społeczność Kalendarz

Komunikaty

Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
stare 27.04.2009, 21:11   #1
Volturia
 
Avatar Volturia
 
Zarejestrowany: 29.10.2008
Skąd: Trójmiasto
Płeć: Kobieta
Postów: 953
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Projekt "Camelot"

Cytat:
Napisał Ria Zobacz post
To będzie inne, można powiedzieć, że fantasty, ale nie do końca, ponieważ to nie styl o wampirkach i wilkołaczkach.
Fantasy - czyli moje ulubione
Taak na to liczę, wampirów i wilkołaków mam dosyć ;p Ale uwielbiam FS Ayi nie będę tu jej obrażać Fantasy to nie tylko 'Zmierzchowe' istoty pamiętaj. No jak mówię czekam.
__________________
Well well well...
Volturia jest offline   Odpowiedź z Cytatem

PAMIĘTAJ! Źródłem utrzymania forum są reklamy. Dziękujemy za uszanowanie ich obecności.
stare 27.04.2009, 21:17   #2
Red Trumpet
 
Avatar Red Trumpet
 
Zarejestrowany: 03.01.2009
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta
Postów: 212
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Projekt "Camelot"

No tak, wiem, że to nie tylko "Zmierzchowe" istoty, ale tak jakoś nie wiem...
No dobra, nie będę filozofować! To FS będzie fantasty i tyle!

Mam już napisany drugi odcinek i jest dwa razy dłuższy niż poprzedni, ale muszę jeszcze zrobić zdjęcia
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna.
Red Trumpet jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 30.04.2009, 15:16   #3
Red Trumpet
 
Avatar Red Trumpet
 
Zarejestrowany: 03.01.2009
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta
Postów: 212
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Projekt "Camelot"

Sorki za post pod postem, ale dodaję nowy odcinek.


Rozdział 2:


Dwie dziewczyny stały nade mną, a ja skulona w kącie nie wiedziałam co mam zrobić. Teraz żałowałam, że powiedziałam opiekunce o dokuczających mi blondynach
- No co Laura? Teraz się nas boisz, a naskarżyć miałaś odwagę? - powiedziała z szyderczym uśmiechem Whitney. - Pomyślmy... jakby się tu zemścić... - dodała. Czułam jak złość wzrasta we mnie, nie mogłam się opanować, myślałam, że zaraz wybuchnę. Chciałam sie wydrzeć na Whitney, lecz w pewnym momencie poczułam, jak cała moja złość wychodzi ze mnie w czerwonej, świetlistej kuli i trafia prosto w brzuch blond dziewczyny.
Whitney przeleciała przez cały pokój i z wielkim impetem uderzyła w ścianę, straciła przytomność...
- C..co ty jej zrobiłaś?! - krzyknęła Shirazz, ale ja nie potrafiłam jej odpowiedzieć, tylko stałam jak wryta z szeroko rozdziawionymi ustami.
- Ja... ja nie wiem. - z trudem wyszeptałam. - Nie wiem co się stało. - dodałam po chwili.
- To lepiej się dowiedz. - nakazała Shirazz i zaraz rozpoczęła wybudzanie Withney. Nie zaprzeczyła kiedy zaproponowałam swoją pomoc. Powiedziała tylko:
- Tak lepiej pomórz, bo to w końcu twoja wina. Chyba... - Po tych słowach bardzo dziwnie się poczułam, jakbym nie pasowała do innych dziewczyn w moim wieku, jakbym była inna. Lecz dzielnie wzięłam się za ratowanie nieprzytomnej Whitney. Nie byłam do końca świadoma tego co robię, ponieważ zanurzyłam się w swoich myślach. Rozmyślałam o tym, że nigdy nie mogłam zapanować nad swoimi emocjami, ale nigdy nie zdarzyło mi się coś takiego jak dzisiaj. A może były to hormony? Tak, na pewno musiały być to hormony... Ale dlaczego dzisiaj? Dużo razy przecież Whit i Shiz dokuczały mi, a ja nie reagowałam tak jak teraz. W każdym razie było to coś dziwnego... nienormalnego... niewytłumaczalnego...
- Co się tu stało!? - spytała przerażona opiekunka, wchodząca właśnie do pokoju - Kto to zrobił?! Proszę mi to wszystko wytłumaczyć! Natychmiast! - jej głos stawał się coraz bardziej piskliwy - KTO TO ZROBIŁ?! - zapytała jeszcze raz.
- Ja, ale...
- Żadne ale - przerwała mi opiekunka - Chodź ze mną, a ty, Shirazz zadzwoń po pogotowie. Whitney mogła doznać wstrząsu.
Po tych słowach wyszła z pokoju, a ja za nią, rozmyślając o mojej bardzo bliskiej przyszłości. Może będę miała areszt? A może nie będę dostawała budyniu po obiedzie? O nie! Tylko nie brak budyniu! Tak go uwielbiam! No, ale niekoniecznie musi być to moja kara... Gdy już doszłyśmy do pokoju opiekunki, ona zaczęła coś mówić, ale nie za bardzo tego słuchałam, ponieważ cały czas myślałam o tym, jakież straszne byłoby życie bez budyniu. Moje rozmyślania przerwał głośny krzyk:
- Lauro! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
- Proszę? - zapytałam trochę zdezorientowana.
- Och, Lauro! Posłuchaj mnie proszę przez chwilę. Czemu to zrobiłaś? Czemu popchnęłaś Whitney? - zapytała staruszka jeszcze raz. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, wiedziałam tylko to, że nie zrobiłam tego specjalnie, nie miałam nad tym kontroli.

- Proszę pani, to było niechcący. - wydusiłam w końcu z siebie, ale opiekunka zrobiła taką minę, że przestraszyłam się jej nie na żarty i już nic więcej nie powiedziałam.
- Tak, już to widzę! Przechodzisz koło Whitney i przypadkowo popychasz ją tak mocno, że traci przytomność! Przestań sobie ze mnie kpić Lauro! – teraz widziałam, jak żyły pulsują starszej pani na czole, bałam się, że zaraz pękną. Chciałam coś powiedzieć, ale wiedziałam, że opiekunka nie uwierzy w prawdziwą wersję wydarzeń. Nie była to moja wina, wiedziałam to, ale jak miałam to udowodnić tej starej kobiecie? Coś musiałam wymyśleć.
- Dobrze, jeśli nie chcesz nic powiedzieć dostaniesz karę. I już nawet wiem jaką. Nie będziesz dostawać budyniu po obiedzie. – powiedziała z lekkim uśmiechem.
- Nie! Tylko nie to! - sprzeciwiłam się.
- No dobrze, będziesz dostawać budyń, ale w takim razie twoim obowiązkiem będzie sprzątanie toalet przez cały następny tydzień. – stwierdziła opiekunka z zadowoleniem. No nie! Sprzątanie toalet! To jeszcze gorsze, niż niedostawanie budyniu na obiad. Ale cóż, to tylko tydzień… Smutna popatrzyłam na starszą kobietę i nagle poczułam, jak cały smutek mnie opuszcza, a naokoło mnie pojawiło się wiele małych, niebieskich, świetlistych igiełek. Każda z nich wyglądała tak samo pięknie, załamywało się w nich światło, tworząc przepiękną tęczę w środku . Nagle igiełki poszybowały w stronę kobiety, siedzącej naprzeciwko mnie. Wbiły się w jej skórę, ale po wyrazie twarzy nie można było wywnioskować, że coś ją zabolało, pewnie nawet tego nie zauważyła. Nagle stała się bardziej pogodna i stwierdziła, że nie muszę dostawać kary, ponieważ każdemu mogło się coś takiego zdarzyć. Byłam zaskoczona jej nagłą zmianą nastroju, ale bardziej dziwił mnie fakt, że pojawiły się te małe igiełki, dokładnie wtedy, gdy opuścił mnie cały smutek… Dziwne, czyżbym to znowu ja? Teraz wiedziałam, że rzeczywiście różnię się od innych dziewczyn, nigdy nie mogłam się nigdzie dopasować, już nie wspominając o tym, że nigdy nie miałam przyjaciółki, nawet koleżanki. Zwykle nikt ze mną nie rozmawiał, zawsze siedziałam sama, najczęściej czytając książki lub pisząc wiersze. Zawsze interesował mnie kosmos i to, co może w nim istnieć. Istoty pozaziemskie, planety, gwiazdy. To wszystko każdemu wydawało się takie obce, ale mi nie. Często obserwowałam przez teleskop, stojący na dachu domu dziecka, różne ciała niebieskie świecące w ciemnościach, lecz potem znikające w otchłani przestrzeni kosmicznej. Potrafiłam nawet przez kilka godzin utonąć w czeluści kosmosu i podróżować na inne planety w mojej wyobraźni.
- Em… Lauro, możesz już sobie pójść. – przerwała moje rozmyślania opiekunka
- Ach, tak. Przepraszam. – zorientowałam się, że nadal siedzę naprzeciwko trochę zdziwionej starszej pani. Od razu wstałam, zmierzałam w kierunku mojego pokoju, nadal myśląc o dzisiejszych, dziwnych wydarzeniach. Dlaczego ja? Dlaczego dzisiaj?

Nazajutrz, rano obudził mnie przeraźliwy krzyk. Szybko zbiegłam po schodach, by zobaczyć co się stało, ale nie zauważyłam nic strasznego. Po prostu dwóch lekarzy, odzianych w biel, stało w drzwiach, a naprzeciwko nich Whitney. Musiała wrócić do domu w nocy, ponieważ nie usłyszałam, jak wchodziła, albo była wnoszona, co było bardziej prawdopodobne.

- Em, przepraszam. Co się stało? – zapytałam nieco zdziwiona.
- No jak to co? Dziwisz się, przez ciebie wylądowałam w szpitalu, a teraz tych dwóch wróciło po mnie. Tak, to oni mnie wczoraj badali, to tak bolało… - wykrzyczała blondynka krzywiąc się na myśl o tamtej nocy.
- Przepraszam ciebie Whitney, ale chciałabym się dowiedzieć co się dzieje. – przypomniałam im, po co w ogóle tu zeszłam i wpatrywałam się pytającym wzrokiem w jednego z lekarzy. Miał krótkie, brązowe włosy i tego samego koloru oczy. Na jego twarzy można było dostrzec lekki zarost. Pewnie dlatego, że przesiedział w szpitalu całą noc i jeszcze nie zdążył wrócić do domu.
- Nie jesteśmy tutaj z powodu tej dziewczynki. – zwrócił się do mnie mężczyzna, na którego się przed chwilą gapiłam – Jesteśmy tu, ponieważ poszukujemy Laury Finnegan.
- Ależ to ja! – krzyknęłam z podekscytowania, byłam ciekawa czego ode mnie chcą, ale od razu przygasłam, ponieważ wzięłam pod uwagę możliwość, że wykryto u mnie jakąś śmiertelną chorobę, chociaż ostatnie badanie miałam rok temu.
- Proszę się nie bać, tu nie chodzi o jakiekolwiek badania, tylko o zdrowie pewnego naszego pacjenta.- powiedział pospiesznie drugi, widząc moją zbolałą minę. – Prosimy o udanie się z nami do szpitala. – dodał po chwili.
- Dobrze, ale najpierw się uszykuję. Jedną minutkę… - powiedziałam, po czym udałam się do pokoju w poszukiwaniu jakichś stosownych ubrań.

Wybrałam białą bluzę z czarnymi wzorkami i dżinsy. Cieszyłam się, że umyłam włosy poprzedniego wieczoru, ponieważ teraz lekarze musieliby naprawdę długo czekać. Uwielbiałam długie kąpiele w wannie i pod prysznicem. Ciepłe krople wody dawały siły na początek dnia i ukojenie pod wieczór. W wannie często czytałam książę, a pod prysznicem marzyłam o idealnym życiu. Nie chciałam być bogata, ani sławna, po prostu chciałam mieć prawdziwą, kochającą rodzinę. Każdy, z kim dzieliłam mój sekret powiedział: No nie! Takie życie to masakra, lepiej jest być takim jak ty. Wolnym od starych wiszących ci na karku i rozwrzeszczanych bachorków, biegających wokół ciebie i nie dających tobie spokoju. A jeśli już chciałbym mieć rodzinę, to tylko bogatą.
Tacy ludzie nie wiedzą co mówią, ponieważ docenić coś prawdziwie można dopiero po straceniu tego.
W końcu uporałam się z moimi skołtunionymi włosami i splotłam je niedbale w dwa warkocze, jak to robię zawsze. Byłam gotowa, więc szybko zeszłam na parter do czekających mężczyzn. Oni, bardzo dobrze wychowani otworzyli przede mną drzwi i pozwolili mi pierwszej wyjść z pomieszczenia.
Był chłodny poranek. Rosa osadziła się na trawniku, dodając uroku i tajemniczości temu miejscu. Byłam zachwycona krajobrazem. Nie było tutaj żadnego budynku, oprócz sierocińca, ponieważ zbudowany został na przedmieściach, lecz domy obok zostały zburzone, bo stały opuszczone od wielu lat. Teraz na ich miejscu była wielka łąka, gdzieniegdzie rosły małe drzewa, a kwiaty zbite w małe kępki dodawały koloru temu miejscu. Miałam ochotę usiąść tam i podziwiać piękno krajobrazu, lecz jeden z lekarzy uchylił przede mną drzwiczki od auta i porosił, żebym tam weszła.

Przez chwilę myślałam, że mogą to być jacyś złoczyńcy, lecz przypomniałam sobie jak Whitney mówiła o tych ludziach. Uważała, że to oni ją badali i podobno bardzo bolało. Trochę zaniepokoiłam się tym faktem, lecz dałam sobie spokój z rozmyśleniami i zaczęłam obserwować krajobraz rozmywający się za oknem jadącego samochodu. Nawet nie zauważyłam, jak zaparkowaliśmy przed szpitalem.
- Jesteśmy na miejscu. – powiedział jeden z mężczyzn. Bez słowa wysiadłam z auta, poczekałam, aż lekarze zrobią to samo i razem ruszyliśmy w stronę wejścia. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy były porażająco białe ściany, zero kolorów. Potem zauważyłam młodą kobietę siedzącą za białym, dużym biurkiem, na którym leżało pełno papierów. Zobaczyła, że na nią patrzę i uśmiechnęła się do mnie.
Szliśmy długim korytarzem, aż w końcu wskazano mi pomieszczenie, do którego miałam wejść. Był tam tylko mały stolik, dwa krzesła i łóżko stojące na środku pokoju. Leżał na nim stary mężczyzna, owinięty szczelnie kołdrą. Był przytomny i wyglądał na zdrowego, nagle popatrzył na mnie i bardzo się ucieszył.
- Laura Finnegan? Czy to ty? – zapytał
- Tak, to ja. – odpowiedziałam trochę zdziwiona. Czego on ode mnie chciał? Usiadł na brzegu łóżka i poprosił lekarzy o wyjście. Gestem pokazał, żebym usiadła obok niego, i tak zrobiłam.
- Lauro, opowiem Ci wszystko, ale najpierw musisz mi pomóc wydostać się stąd. Oni uważają, że jestem nienormalny, bo opowiadam o niestworzonych rzeczach. Przynajmniej oni tak sądzą. Ale to wszystko prawda! – zaczął opowiadać, ale przerwałam mu.
- Przepraszam, ale nie do końca rozumiem to „wszystko”.
- Ach, tak. Zapędziłem się, przepraszam… Więc musisz mi pomóc, a raczej całemu światu. Jesteś wyjątkowa Lauro.
- Zaraz, zaraz. Ja mam uratować świat? Przed kim? Wie pan co? Jest pan naprawdę chory.

- Nie dziewczynko, nie jestem. – próbował się usprawiedliwić staruszek.
- Dobrze, może zacznijmy od przedstawienia się, znaczy może pan się przedstawi, bo widać, że ja jestem tu sławna. – zażartowałam sobie. Starszy pan zaczął się śmiać, lecz zreflektował się i powiedział:
- Jestem Tom Case. Miło cię poznać Lauro Finnegan.
- Mi też jest miło. – skłamałam. Miło to jest poznawać rówieśników, a nie jakichś obłąkanych staruszków, mówiących, że mam ocalić świat. – Ale nadal nie wierzę w to co pan powiedział.
- Widziałaś kiedyś oczy koloru, fioletu. Takie jak twoje?
- Nie, ale to jeszcze nic nie znaczy.
- W takim razie jak wyjaśnisz swoje dziwne moce? – zapytał z triumfalnym uśmiechem
- Ale… Ale, skąd pan o nich wie? Ja nawet nie wiem jak je kontrolować, nawet rozważałam opcję, że to był czysty przypadek! – Teraz krzyczałam, nie wiedziałam co jest nie tak z tym mężczyzną…
- Może lepiej zadaj sobie pytanie skąd wiem o tym, że musisz uratować Ziemię. – zaproponował Tom. Teraz wiedziałam, że nie kłamał. Nikomu nie mówiłam o moich mocach, a i nikt inny o nich nie mówił. Chciałam pomóc temu człowiekowi wydostać się z tego miejsca. Już nawet miałam plan…



Wiem, że pierwsze zdjęcie jest do kitu, ale nie łapię się w tych wszystkich programach graficznych
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna.

Ostatnio edytowane przez Red Trumpet : 03.05.2009 - 19:08
Red Trumpet jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 30.04.2009, 16:01   #4
Charionette
Admin Emeryt
Admin Kumpel
 
Avatar Charionette
 
Zarejestrowany: 28.03.2008
Wiek: 28
Płeć: Kobieta
Postów: 4,017
Reputacja: 18
Domyślnie Odp: Projekt "Camelot"

No zgadza się pierwsze zdjęcie jest brzydkie. Nie zauważyłam błędów (przynajmniej nie takie, które muszę poprawić). Zdjęcia fajne... Postaci też. Akcja się rozkręca. Aczkolwiek ja bardziej wolę takie typowe romansidła... Z elementami obyczaju lub troszkę dramatu.
8/10
Charionette jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 30.04.2009, 16:21   #5
Red Trumpet
 
Avatar Red Trumpet
 
Zarejestrowany: 03.01.2009
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta
Postów: 212
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Projekt "Camelot"

Dzięki Nysia Właśnie zastanawiam się czy wpleść wątek miłosny. Na razie jestem na nie, ale jeśli już, to trochę później...
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna.

Ostatnio edytowane przez Red Trumpet : 30.04.2009 - 17:07
Red Trumpet jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 30.04.2009, 16:31   #6
Bush
 
Avatar Bush
 
Zarejestrowany: 05.01.2009
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta
Postów: 441
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Projekt "Camelot"

wszystko fajnie tylko nie podobają mi się ramki na zdjeciach...
ta kula trochę taka sobie ale wszystko inne jest bezbłedne ;]
super że teraz dałaś tyle tekstu, po prostu czytałam i czytałam i nie było końca
oczywiście jest to pozytywne bo fs jest wciągające
Bush jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 30.04.2009, 17:07   #7
Red Trumpet
 
Avatar Red Trumpet
 
Zarejestrowany: 03.01.2009
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta
Postów: 212
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Projekt "Camelot"

WOW! Dzięki zumzool! Nie spodziewałam się tak pozytywnych komentarzy
Dzięki. Może ktoś jeszcze?

EDIT: Zmieniam pierwsze zdjęcie, ponieważ doszłam do wniosku, że jest ochygne.
Sami możecie ocenić.

Przed:

Po:
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna.

Ostatnio edytowane przez Red Trumpet : 30.04.2009 - 18:54
Red Trumpet jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 08.05.2009, 08:01   #8
Miksztain
Guest
 
Postów: n/a
Domyślnie Odp: Projekt "Camelot"

Pierwsze zdjęcie wygląda jak Rasengan Naruciaka w wersji red xD Co do fotostory.. pisz dalej! Nie mogę się doczekać co będzie w tym świecie paranormalnych mocy @_@ 10/10
  Odpowiedź z Cytatem
stare 08.05.2009, 16:09   #9
Red Trumpet
 
Avatar Red Trumpet
 
Zarejestrowany: 03.01.2009
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta
Postów: 212
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Projekt "Camelot"

Dzięki za komenty
Odcinek już napisany, zostały jeszcze fotki.
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna.
Red Trumpet jest offline   Odpowiedź z Cytatem
stare 08.05.2009, 23:43   #10
Red Trumpet
 
Avatar Red Trumpet
 
Zarejestrowany: 03.01.2009
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta
Postów: 212
Reputacja: 10
Domyślnie Odp: Projekt "Camelot"

Sorki za post pod postem, ale oto całkiem nowy odcinek
Miłego czytania.

Rozdział 3:

Zmierzałam w kierunku recepcji, wiedziałam, co miałam powiedzieć. Wielokrotnie powtarzałam sobie to w myślach, aby nie zapomnieć języka w gębie, gdy będę przekonywać tą recepcjonistkę, że dziadek jest całkowicie zdrowy. Droga ciągnęła się niemiłosiernie, myślałam, że idę ponad godzinę, aż w końcu doszłam tam, gdzie chciałam.

Stanęłam naprzeciwko młodej, rudej kobiety i zaczęłam mówić:
- Dzień dobry. Nazywam się Laura Finnegan i chciałabym porozmawiać o panu Tomie Case.
- Tak, dzień dobry. A o co konkretnie chodzi? – zapytała recepcjonistka
- Chciałabym prosić o pozwolenie wypuszczenia go ze szpitala, ponieważ jest całkowicie zdrowy. – odpowiedziałam z przekonaniem w głosie, lecz naprawdę tego nie czułam.
- Dziecko, nie mogę na to pozwolić, ponieważ tylko rodzina może zaopiekować się chorym.
- Właściwie to jestem bratanicą pana Toma. – powiedziałam szybko
- Ale nie jest pani jeszcze pełnoletnia, prawda?
- Nie, ale…
- Właśnie, więc nie masz dziecko prawa do zaopiekowania się tym człowiekiem. – przerwała mi rudowłosa. Skoro recepcjonistka odmówiła, przyszła pora na plan B. Szybkim krokiem wróciłam do pokoju Toma. Chcieliśmy stworzyć z prześcieradła linę, jak to robią na filmach, ale nie udało nam się, ponieważ mieliśmy do dyspozycji tylko jedno, a pokój znajdował się na pierwszym piętrze. Postanowiliśmy skoczyć. Tom zapewniał mnie, że nic nam się nie stanie, ale jakoś w to nie uwierzyłam, ponieważ moja mama też skakała z pierwszego piętra…
W końcu zdobyłam się na odwagę i stanęłam na parapecie, razem ze staruszkiem. Zamknęłam oczy i zrobiłam krok do przodu. Spadałam. Byłam przerażona, ale moje obawy były zbędne, ponieważ otworzyłam oczy, gdy leżałam już na ziemi. Nie poczułam nawet, kiedy moje ciało miało bliskie spotkanie z zimną ziemią. Ale jak to było możliwe? Tom musiał wyczytać zdziwienie z moich oczu, ponieważ powiedział:
- Lauro, to byłaś ty. I nie upieraj się, że nie, ponieważ to szczera prawda. Przekonując, że to nie twoja wina okłamujesz samą siebie.
- Ale to nie byłam ja! – krzyknęłam, ale mężczyzna uciszył mnie gestem dłoni.
- Wiem, masz prawo tak myśleć, ponieważ jeszcze nad tym nie panujesz.
- Jak to, jeszcze nad tym nie panuję? To będę miała nad tym jakąś kontrolę, zakładając, że to rzeczywiście byłam ja? – zapytałam zaintrygowana, marszcząc czoło.

- Ależ oczywiście! Jak chcesz, to ci wszystko wytłumaczę. – zaproponował Tom.
- Och tak! Bardzo chętnie!
- Więc… Twoja moc jest oparta na emocjach twoich i innych. Twoje uczucia możesz wykorzystywać do obrony i do ataku. Przed chwilą spadając bałaś się. Strach. To jest emocja dzięki, której nie odnieśliśmy żadnych obrażeń.
- Nie rozumiem. – przerwałam.
- Nie przerywaj, to skończę i ci wszystko wytłumaczę. Kiedy się bałaś podświadomie stworzyłaś kulę otaczającą nas ,która ochroniła ciebie i mnie przy upadku – zamortyzowała siłę uderzenia. Jeszcze nad tym nie panujesz, więc nie jesteś do końca świadoma co robisz. W moich wizjach widziałem, jak używasz mocy, całkiem świadoma swego postępowania. Dlatego też mogę cię nauczyć tego i owego. Przy okazji odkryjesz, jaka naprawdę jesteś.
- Tak, wiem. Nie jestem normalna, ale nie musisz mi tego wypominać.
- Nie o to mi chodzi! Ale nie czas teraz na kłótnie, zmywajmy się stąd. – pogonił mnie Tom. Potem wspomniał coś o dalekiej wyprawie i o tym, że musi wziąć jakieś ubrania ze swojego domu. Mi doradził to samo. Tak, więc dotarliśmy do mojego „domu”. Pod osłoną nocy wkradłam się do sypialni, wzięłam stamtąd kilka rzeczy, wrzuciłam je do torby i wyszłam z tego okropnego sierocińca. Już nigdy nie miałam zamiaru tu wracać. Gdy przypominałam sobie wydarzenia sprzed tych dziesięciu lat, które tu spędziłam… brrr, zimny dreszcz przeszedł mi po plecach. Whitney i Shirazz, wolałam ich nie wspominać. Potem wraz z Tomem udaliśmy się w stronę centrum miasta, do bardzo biednej dzielnicy. Dzielnicy marginesu społecznego. Dziwiłam się, że nogi jeszcze mi nie odpadły, albo chociaż nie spuchły, ponieważ przeszłam już tak długą drogę, ale kiedy obejrzałam się za siebie zobaczyłam dom dziecka. Nie była tak daleko stąd, ale nie byłam pewna. Budynek tonął w czerni tej pochmurnej nocy. Byłam wpatrzona w budynek, jak zaklęta. Nie wierzyłam, że już nigdy nie stanę w progu i nie krzyknę : „ Byłam w sklepie i przyniosłam bułki!”. Próbowałam przypomnieć sobie jeszcze jakieś dobre chwile, ale jakoś nic nie przychodziło mi do głowy. Tylko to, jak poszłam do lasu na jagody z innymi dziećmi z sierocińca i śpiewałam „ A kiedy dzień nadchodzi, dzień nadchodzi. Idziemy na jagody, na jagody, a nasze czarne serca, czarne serca, biją nam radośnie bum, tarara, bum!” Śpiewałam i śpiewałam, nie zauważyłam nawet kamienia na środku drogi i potknęłam się o niego, a wszyscy śmiali się w kułak. To raczej nie było miłe wspomnienie…
Kiedy doszliśmy w końcu na miejsce nie byłam pewna, czy aby dobrze trafiliśmy, ale Tom zapewniał mnie, że tak. Okolica była brudna, wokoło było pełno śmieci. Sterty gruzu leżały na ulicy. Zauważyłam nawet bezdomnego.

Tom wskazał mi drzwi. Bałam się, ponieważ musiałam wejść po jakichś niebezpiecznie chwiejących się schodkach. Staruszek podniósł wycieraczkę i wyjął stamtąd klucz, wetknął go w zamek i zaprosił mnie do środka. Doznałam niemałego szoku. Gdy weszłam do środka moim oczom ukazało się wnętrze bardzo luksusowego domu. Biała podłoga lśniła, mogłam się nawet w niej przejrzeć. Okien tutaj nie było, ale nie były potrzebne, ponieważ wnętrze oświetlały ogromne żyrandole. Po mojej prawej stronie znajdowałam się ekskluzywna kuchnia, z mnóstwem szafek i szafeczek, a po lewej stronie był salon. Na środku pokoju był mały stoliczek do kawy, a obok dwie olbrzymie, białe kanapy. Za nimi znajdowały się schody prowadzące na pierwsze piętro. Cały dom utrzymany był w jasnych barwach, a wszystkie dodatki pasowały do reszty wnętrz. Kiedy w końcu zdążyłam się otrząsnąć zapytałam:
- Em, przepraszam, ale jeśli mieszkasz w tak biednej dzielnicy, czemu masz tak luksusowy dom?
- To długa historia. – odpowiedział Tom. Próbował ukryć jakieś emocje pod maską obojętności, ale ja nie byłam tak głupia, żeby się na to nabrać.
- Hej! Opowiedz mi o tym! – nie dałam za wygraną i domagałam się wyjaśnień
-No… Byłem kiedyś bardzo bogatym mafioso, poszukiwanym, wielu ludzi chciało mnie zabić, by się zemścić, ponieważ zdarzało mi się kogoś postrzelić… Dlatego musiałem się ukrywać. – powiedział w końcu, ale widząc moją przerażoną minę dodał – Nie musisz się mnie bać! Już dawno z tym skończyłem.
- Mam nadzieję. – mruknęłam bez przekonania. Próbowałam ukryć, że mam niezłego stracha. Cały czas wyobrażałam sobie, że Tom zaraz wyjmie rewolwer z nogawki i zacznie do mnie strzelać, próbowałam odgonić te myśli, ale one ciągle powracały. Szczególnie bałam się kiedy wchodziliśmy po schodach. Mężczyzna z uprzejmości pozwolił mi pierwszej wejść po schodach, dopiero on wszedł za mną. Myślałam, że zaraz przytknie mi broń do pleców i będzie się domagać pomocy w zamordowaniu jakiegoś nadzianego gościa, którego nie lubił. Jednak nic takiego nie nastąpiło, po prostu weszliśmy na górę, a on mnie zaprowadził do sypialni, gdzie zajrzał do szafy i wyjął kilka rzeczy, które potem wpakował do małej walizki. Myślałam, że teraz zamierza wyjść z tego pokoju, ale jednak to nie były słuszne przypuszczenia. Zastanawiałam się, gdzie Tom chował te wszystkie pieniądze. Dowiedziałam się tego bardzo szybko.
Patrzyłam na starszego pana, o bardzo dobrej kondycji, jak na swój wiek. Gdy przy nim byłam, czułam jakby był to mężczyzna niewiele starszy ode mnie. Podszedł on do biurka i podniósł z niego różową świnkę skarbonkę, zadziwiających rozmiarów. Otworzył wieczko, znajdujące się na brzuchu świnki i wyjął stamtąd plik banknotów. Mogłabym się założyć, że było tam więcej pieniędzy niż dziesięć tysięcy złotych.
- Wiesz co, nie sądziłam, że jesteś tak inteligentny. Bo jaki złoczyńca, włamujący się do domu bogatego mężczyzny zagląda do świnki skarbonki? Jesteś naprawdę sprytny. – powiedziałam z podziwem.
- Eee… żartujesz sobie? – zapytał trochę zdezorientowany Tom.
- Nie! Oczywiście, że nie! Czemu miałabym żartować. Schowanie pieniędzy w śwince skarbonce było naprawdę przemyślanym posunięciem.
- No bo widzisz… wcale nie było. Wcześniej trzymałem pieniądze za obrazem w ścianie, ale kiedy byłem w sklepie zauważyłem tą skarbonkę. Tak mi się spodobała, że ją kupiłem. A, że wszystkie pieniądze się tam nie mieściły, resztę wpłaciłem na konto w banku. – powiedział trochę zawstydzony.
- Aha, okej. Dobra, jesteś już gotowy? – zapytałam.
- Nie! Myślałaś, że wyjdę stąd bez brania kąpieli? Tobie też bym to poradził, ponieważ czeka nas długa podróż za granicę. – Byłam ciekawa gdzie się wybieramy, ale Tom nie chciał mi nic zdradzić. Weszłam więc pod prysznic i zaczęłam rozmyślania. Co jeszcze ten człowiek przede mną ukrywa? Dokąd się wybieramy? Czy on naprawdę jest tak głupi, żeby chować pieniądze w śwince skarbonce? Musiałam znaleźć odpowiedzi na te pytania, ale najpierw poszłam spać.

Miałam dziwny sen, stała nade mną jakaś kobieta o fioletowych oczach – takich jak moje. Próbowała mnie zabić, przyciskała pistolet do mojej piersi. Miałam zamknięte oczy, lecz otworzyłam je. Chciałam wiedzieć, kto stanie się moim katem, chciałam dowiedzieć się kto to był... Jednak przeznaczenie nie dało mi się dowiedzieć, ponieważ obudziłam się zalana potem w środku nocy. Leżałam na kanapie, a w sąsiednim pokoju chrapał Tom. Wiedziałam, że już nie zasnę, więc weszłam znowu pod prysznic, by odgonić złe myśli. Chciałam już jak najprędzej wyruszyć w tą podróż, nie mogłam się doczekać, nie wiedziałam gdzie jedziemy i co mamy tam robić. Nawet sama nie wiedziałam po co tam się wybieram z tym nieznanym mi człowiekiem, ale nie miałam nic do stracenia. A Temu śpiącemu teraz smacznie zaufałam prawie od razu, jak nikomu innemu. Musiał być to ktoś wyjątkowy, skoro znał mój sekret…
__________________
mod edit: nieregulaminowa sygna.

Ostatnio edytowane przez Red Trumpet : 09.05.2009 - 10:32
Red Trumpet jest offline   Odpowiedź z Cytatem
Odpowiedz

Tagi
projekt "camelot"


Użytkownicy aktualnie czytający ten temat: 1 (0 użytkownik(ów) i 1 gości)
 

Zasady Postowania
Nie możesz zakładać nowych tematów
Nie możesz pisać wiadomości
Nie możesz dodawać załączników
Nie możesz edytować swoich postów

BB Code jest włączony
Emotikonywłączony
[IMG] kod jest włączony
HTML kod jest Wyłączony

Skocz do Forum


Czasy w strefie GMT +1. Teraz jest 18:38.


Powered by vBulletin® Version 3.8.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Spolszczenie: vBHELP.pl - Polski Support vBulletin
Wszystkie prawa zastrzeżone dla TheSims.pl 2001-2023